PRZEZ 4 LATA SZPITAL  NIE POINFORMOWAŁ GO O ŚMIERTELNEJ CHOROBIE. „JAK MOŻNA NIE DAĆ SZANSY NA LECZENIE?!”. W programie TVN „Uwaga” został wyemitowany reportaż dotyczący śmierci 44-letniego łukowianina Karola Madeja.

Jak możemy się dowiedzieć z reportażu „ Przez cztery lata lekarze nie powiedzieli panu Karolowi, że wykryli u niego śmiertelną chorobę. Niczego nieświadomy mężczyzna cieszył się życiem, planował z rodziną przyszłość. Później na leczenie było już za późno.”

Reportaż można obejrzeć TUTAJ

Na stronie „Uwagi” czytamy:

„Źle zaczęło się robić w sierpniu 2022 roku. Byłem bardzo osłabiony. Najpierw poszedłem do kardiologa, zrobił echo serca i jeszcze jakieś badania. Wróciłem do domu, minęły może dwa dni i zemdlałem – opowiada Karol Madej.

– Przyjechało pogotowie, zabrali go do szpitala w Łukowie. Hemoglobina była na poziomie 6, miał bardzo dużą anemię. No i tak się zaczęła cała historia – dodaje Marlena Adameczek-Madej, żona pana Karola.

45-letni mąż pani Marleny trafił do szpitala w Łukowie z powodu niedokrwistości. Mimo przeprowadzenia wielu badań, lekarze nie potrafili ustalić przyczyn złego stanu zdrowia pana Karola.

– Pytałam, co jest mężowi, a lekarze mówili: „A może to jest alkoholik?”. Powtarzałam: „Nie”. Wtedy stwierdzili, że sprawdzą jeszcze, czy nie ma HIV. Nie wierzyłam, w to, co się dzieje – opowiada pani Marlena. I dodaje ze łzami w oczach: – Już wtedy na oddziale Karolowi wyskakiwały podskórne guzy. Mówiłam o tym lekarzowi, a on na to: „Proszę pani, to jest pocovidowe”.

„Zwykła brodawka”

Po prawie miesięcznym pobycie, pan Karol został wypisany z łukowskiego szpitala z podejrzeniem choroby nowotworowej. Lekarze zalecili usunięcie guza z okolic ramienia i leczenie w poradni onkologicznej.

Wycięty guz wysłano do badania histopatologicznego, a pan Karol, w trybie pilnym, został hospitalizowany na oddziale onkologii w Białej Podlaskiej. Tam też wkrótce trafił wynik badania guza.

– Jak usłyszałam „czerniak”, to nie wiedziałam, co to jest. Dowiedziałam się dopiero, jak weszłam na grupę wsparcia na Facebooku. Dopiero wtedy zaczął się koszmar, nie wiedziałam, że nowotwór może w takim tempie atakować – mówi pani Marlena.

– Lekarka w Białej Podlaskiej spytała nas, czy mąż nie miał wycinanej żadnej zmiany skórnej. Przypomnieliśmy sobie, że tak – mąż miał wycinaną zwykłą brodawkę na głowie – dodaje.

– Goliłem się na łyso i jak się goliłem, to często zaczepiałem o tę brodawkę, leciała krew. Lekarz rodzinny dał mi skierowanie na wycięcie tego. Po zabiegu powiedzieli, że zbadają wycinek i jak nie będzie niczego złego, to nie będą nic wspominać. A jak będzie coś niepokojącego, to dadzą znać. Dzwoniłem do przychodzi kilka razy, ale cały czas nie było wyniku. W końcu mi powiedzieli, żebym nie dzwonił, bo oni dadzą mi znać – opowiada pan Karol.

4 lata żył bez diagnozy

Trzy tygodnie po zabiegu, wynik histopatologiczny trafił do lekarzy w Łukowie. Już wtedy, cztery lata temu, u pana Karola rozpoznano czerniaka guzkowego.

– Jak jest rozpoznanie nowotworu, to pacjent jest jak najszybciej powiadamiany i kierowany do lekarza lub poradni onkologicznej. Taka jest procedura i tak powinno być – mówi lek. Robert Bakalarz, onkolog ze Szpitala Specjalistycznego w Nowym Sączu.

Czerniaka wykryto u pana Karola cztery lata przed gwałtownym pogorszeniem jego stanu zdrowia, ale chory nic o tym nie wiedział, bo nikt z personelu medycznego nie przekazał mu tej informacji.

– Jak można nie poinformować pacjenta, że ma nowotwór?! Jak można nie dać komuś szansy na leczenie?! Jakbyśmy wiedzieli, to nie czekalibyśmy nawet jednego dnia – mówi pani Marlena.

– Kluczowy jest czas. To jest główny lekarz. (…) W przypadku czerniaków skóry w 80 procentach przypadków jesteśmy w stanie wykryć chorobę wcześnie i całkowicie pacjenta wyleczyć, bo są to przypadki tylko miejscowo zaawansowane – tłumaczy lek. Robert Bakalarz.

– Gdyby lekarze zajęli się tym cztery lata temu, przy tamtej zmianie wystarczyłaby docinka i kontrola lekarza. Gdyby zrobili to wtedy, dziś mój mąż nie umierałby w szpitalu – mówi pani Marlena.

Prokuratura odmawia wszczęcia śledztwa

Śmiertelnie chory mężczyzna powiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez szpital. Ta jednak odmówiła wszczęcia śledztwa. W wyjaśnieniach szpitala przesłanych do prokuratury napisano, że personel medyczny podejmował jedynie próby telefonicznego kontaktu z pacjentem, ale do rozmowy z chorym nigdy nie doszło.

– Zdaniem Rzecznika Praw Pacjenta, w tym przypadku szpital powinien wykorzystać każdy możliwy sposób, aby poinformować pacjenta o tym wyniku. (…) Wszczęliśmy postępowanie w kierunku uprawdopodobnionego naruszenia prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych i informacji o stanie zdrowia – informuje Grzegorz Błażewicz, zastępca Rzecznika Praw Pacjenta.

– Niewątpliwie mamy do czynienia z błędem ludzkim, bo szpital miał obowiązek poinformować pacjenta o niekorzystnym wyniku badania. W tym wypadku nic szpitala nie usprawiedliwia. Trzeba było pilnować procedur, trzeba było pomyśleć o człowieku, który stoi za tym wynikiem – ocenia Jolanta Budzowska, radczyni prawna.

Dlaczego szpital nie poinformował?

Co w sprawie leczenia pana Karola ma do powiedzenia dyrektor szpitala w Łukowie?

Mimo naszej prośby, dyrektor nie zgodził się na wystąpienie przed kamerą.

„Czy ci ludzie nie mają wyrzutów sumienia?”

Rodzina niedawno zdecydowała o tym, aby przetransportować pana Karola ze szpitala do domu.

– Lekarze powiedzieli, że powinnam pozwolić mężowi godnie i spokojnie odejść z tego świata. On też chciał już wrócić do domu – mówi pani Marlena.

– Nikt ze szpitala w Łukowie ze mną nie rozmawiał. Ja chciałabym z nimi porozmawiać. Często myślę o tym, czy ci ludzie nie mają wyrzutów sumienia. Ja na ich miejscu nie byłabym w stanie spokojnie spać. Nie dali mu nawet szansy – dodaje żona pana Karola.

***

Niedługo po realizacji reportażu pan Karol zmarł.

Rodzina złożyła w sądzie pozew przeciwko szpitalowi i ubezpieczycielowi o zapłatę zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i za naruszenie praw pacjenta.