Orlęta Łuków zremisowały na wyjeździe z POM Iskra Piotrowice 2:2 w meczu drugiej kolejki grupy spadkowej hummel IV ligi.

Pierwsza bramka padło dopiero po godzinie gry, gdy gola z rzutu karnego strzelił zawodnik gospodarzy. Po chwili Iskra prowadziła już 2:0. Ale szczęście uśmiechnęło się do łukowian. Najpierw piotrowiczanie strzelili „samobója”, a w doliczonym czasie gry sędzia podyktował „jedenastkę” za zagranie ręką. Rzut karny pewnie wykorzystał Szymon Łukasiewicz.

Podopieczni Macieja Sygi po dwóch meczach w grupie spadkowej mają cztery punkty i zajmują 8 miejsce, z kilkoma punktami straty do „bezpiecznego” miejsca.

„Na pewno bardzo się cieszymy. Nie może być inaczej, kiedy zdobywa się gola na wagę punktu w 94 minucie. To może być kluczowe „oczko” w walce o utrzymanie. W końcu zaczęło nam sprzyjać szczęście. Można powiedzieć, że los oddał z nawiązką to, co wcześniej nam zabrał. Rywale tak naprawdę strzelali sobie sami. Z gry to był mecz na remis, ale w 70 minucie było 2:0 dla gospodarzy. Naprawdę głupio byłoby przegrać te zawody. Najpierw bezsensowny faul bez zagrożenia, kończy się karnym dla Iskry. A potem druga bramka po wyrzucie piłki z autu. Mimo to podnieśliśmy się. Trzeba jednak przyznać, że gra na takim małym boisku, to zupełnie inna dyscyplina. Praktycznie każdy aut, to zagrożenie pod bramką. Oni z tego strzelili gola, a my też – mówi Maciej Syga, trener Orląt.