2 maja łukowscy dzielnicowi patrolujący teren gminy Łuków dowiedzieli się, że ulicami w Dąbiu jeździ ciemny samochód marki Volkswagen Passat, którego kierujący może być pod działaniem alkoholu. Po kilkunastu minutach policjanci zauważyli wyjeżdżające z posesji opisywany wcześniej pojazd. Kierowca nie reagował na sygnały świetlne i dźwiękowe nakazujące mu zatrzymanie się i kontynuował jazdę.  Mundurowi zauważyli, że w volkswagenie oprócz kierowcy znajduje się dwoje dzieci.
Gdy przejeżdżający przez przejazd kolejowy volkswagen zmniejszył swoją prędkość jeden z mundurowych „wyskoczył” z radiowozu. Policjant dobiegł do jadącego auta, otworzył drzwi od strony kierowcy i stojąc na progu jadącego samochodu chciał wyłączyć kluczykiem w stacyjce silnik auta. Jednak kierujący volkswagenem przyśpieszył, wówczas funkcjonariusz zeskoczył na pobocze by nie doszło do wypadku.  Volkswagen polnymi drogami z bardzo dużą prędkością odjechał w stronę pobliskiego lasu. Policjanci, którzy pojechali w tym samym kierunku, po kilku minutach zauważyli stojące między drzewami auto. Kilkaset metrów dalej mundurowi zauważyli idącego mężczyznę, którego widzieli wcześniej w pojeździe. 38-letni mieszkaniec Warszawy na rękach niósł swoją dwuletnią córeczkę, obok szedł jego 8-letni syn. Mężczyzna tłumaczył policjantom, że nie zatrzymał się do kontroli drogowej i uciekał przed policyjnym radiowozem, gdyż obawiał się konsekwencji za to, że jechał autem bez prawa jazdy. 38-latek tłumaczył mundurowym, że 7 lat temu stracił uprawnienia za jazdę w stanie nietrzeźwości. Policjanci wyczuli od 38 latka woń alkoholu. Po badaniu okazało się, że miał on ponad 2,5 promila w organizmie. 38 latek został zatrzymany, a dzieci trafiły pod opiekę matki.
3 maja podejrzany usłyszał zarzuty, grozić, mu może do 5 lat pozbawienia wolności, wysoka grzywna oraz nawet
15-letni zakaz prowadzenia pojazdów. Dodatkowo
o wtorkowym zdarzeniu policjanci powiadomią Sąd Rodzinny w Warszawie.